Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Temat utrzymującej się już od kilkunastu miesięcy inwersji (odwrócenia) krzywej rentowności amerykańskich obligacji już na tyle spowszedniał, że coraz rzadziej przykuwa uwagę obserwatorów. Ale czy to oznacza, że należy o nim zapomnieć? Chyba niekoniecznie, biorąc pod uwagę, że historycznie inwersja była niezawodnym prognostykiem recesji.
Uwagę zwraca fakt, że o ile od lipca do października krzywa rentowności ulegała stopniowemu "wystromieniu", tzn. inwersja stawała się mniej głęboka, to listopad przynosi ponowne odwrócenie tej tendencji. W tym miesiącu rentowności dłuższych obligacji zaczęły spadać szybciej niż tych krótszych (bardziej powiązanych ze stopami Fedu), w efekcie czego krzywa znów stała się bardziej odwrócona (inwersja znów się pogłębiła).
Listopadowe ponowne pogłębienie inwersji jest o tyle istotne, że oddaliło widmo pojawienia się sygnału, który historycznie radykalnie przybliżał recesję i często również bessę na Wall Street. Tym sygnałem byłoby ... zniknięcie inwersji, czyli wyjście spreadów (różnic) rentowności między dłuższymi i krótszymi papierami skarbowymi na plus. Poniższy wykres przypomina, że zniknięcie wcześniejszej inwersji było mocnym ostrzeżeniem dla inwestorów. Dobrze, że przynajmniej na razie ten "wyrok" został odroczony.
Reasumując, temat inwersji krzywej rentowności zdecydowanie spowszedniał, ale to nie oznacza, że należy o nim zapomnieć. Zniknięcie inwersji byłoby kluczowym negatywnym sygnałem z historycznego punktu widzenia - sprawa wymaga więc ciągłego monitorowania. Na razie dobra wiadomość jest taka, że listopadowy rozwój wydarzeń pozwolił oddalić widmo rychłego pojawienia się takiego sygnału.
Tomasz Hońdo, CFA, Quercus TFI S.A.