Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Korekta spadkowa w błyskawicznym tempie skasowała większość zwyżki WIG-u od październikowego dołka. Naruszenie tzw. poziomu oporu na początku kwietnia okazało się niestety klasyczną "pułapką" (bull trap).
Czy to oznacza, że do kosza można wyrzucić koncepcję, według której WIG powinien w ramach cyklicznej fali wzrostowej sięgnąć po nowe szczyty hossy (a zarazem rekordy wszech czasów)?
Chyba jeszcze niekoniecznie. Powróćmy do pokazywanego wielokrotnie porównania obecnej sytuacji do tej po mocnych spadkach z lat 2015/16 oraz 2011.
W tych dwóch ostatnich przypadkach WIG przebijał poziom oporu (punkty zaznaczone kółkami) po upływie 17-19 miesięcy od momentu ustanowienia ostatniego szczytu hossy. Obecnie od takiego szczytu (I 2018) minęło niecałe 15,5 miesiąca, więc obecna konsolidacja nie jest jeszcze anormalnie długa w porównaniu z tamtymi przypadkami.
Wydaje się jednocześnie, że cała koncepcja na dobre stanęłaby pod znakiem zapytania wraz z pęknięciem poziomu wsparcia widocznym na pierwszym wykresie. Pesymiści mogą śmiało wymieniać czynniki ryzyka, które by temu sprzyjały (w skali globalnej eskalacja wojen handlowych, w i tak już komplikującym się środowisku niemal rekordowo długiej ekspansji w USA - więcej na ten temat już w poniedziałek). Ale z drugiej strony także we wspomnianych historycznych przypadkach nie brakowało czynników ryzyka...
Artykuł wyraża poglądy autora i nie stanowi oficjalnej rekomendacji Quercus TFI S.A.