Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Pod koniec czerwca pokazywaliśmy, że rodzimy WIG zachowuje się znacznie mocniej, niż wynikałoby ze spadku jednego z ważniejszych wskaźników koniunktury gospodarczej w Europie (ESI). Stwierdziliśmy, że takie "oderwanie" od korelacji przypomina bardziej rok 2012 (wychodzenie z dołka) niż 2008 (bessa). Najnowszy odczyt wskaźnika PMI dla niemieckiego przemysłu również - prawie miesiąc później - wpisuje się w te przemyślenia.
Media okrzyknęły najnowszy odczyt PMI u naszego zachodniego sąsiada jako "dramatyczny". Faktycznie, spadek do 43,1 pkt. oznacza, że PMI znalazł się najniżej od siedmiu lat, a niewiele brakuje, by spadł najniżej od ... dziesięciu lat.
No dobrze, ale skoro jest tak źle, to dlaczego niemiecki indeks giełdowy DAX radzi sobie całkiem nieźle, od początku roku stopniowo odrabiając straty? Czy nie powinien raczej poddać się bessie, tak jak to było w 2008 roku? Rzućmy okiem na wykresy.
W przeszłości (ostatnie 10 lat+) PMI osunął się do tego poziomu dwukrotnie - najpierw na jesieni 2008 (już po upadku Lehman Brothers), potem w połowie 2012 roku (kryzys zadłużenia w strefie euro).
Na podstawie zachowania samego PMI ciężko zgadnąć, z którym z tych dwóch scenariuszy mamy do czynienia - czy zmierzamy wprost ku recesji (2008), czy raczej jesteśmy już o krok od końca zadyszki w niemieckiej gospodarce.
Natomiast jeśli uwzględnimy też zachowanie rynku akcji, to odpowiedź wydaje się jasna - niemiecka giełda zdaje się obstawiać raczej ten drugi scenariusz, czyli wyjście z zadyszki. Zachowanie DAX-a zdecydowanie bardziej przypomina bowiem rok 2012, niż 2008. Jeśli ta diagnoza jest trafna, to w horyzoncie półrocznym-rocznym powinniśmy być świadkami pobicia przez DAX rekordu hossy (co nie wyklucza większych korekt po drodze)...
Artykuł wyraża poglądy autora i nie stanowi oficjalnej rekomendacji Quercus TFI S.A.
