Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Kiedy w listopadzie ub.r. okazało się, że Donald Trump zostanie nowym prezydentem USA, rynki najpierw zareagowały panicznie, a potem po przemyśleniu - entuzjastycznie. Początkowo obawiano się retoryki Trumpa związanej z protekcjonizmem i wprowadzeniem ceł zaporowych, które mogłyby doprowadzić do wojen handlowych. Potem nagle uwaga skierowała się ku pozytywnym aspektom, takim jak obiecywany program inwestycji infrastrukturalnych oraz cięcia podatków. Jak na razie żadne z tych zapowiedzi - zarówno negatywnych, jak i pozytywnych - nie zostały zrealizowane. Inwestorów ucieszył jednak fakt, że trwają prace nad reformą podatkową. W środę prezydent Trump przedstawił zarys swych propozycji. Perspektywa cięć podatków przyczyniła się do umocnienia dolara, także względem złotego (nie jest to z pewnością jedyny czynnik; trwa też zacieśnianie polityki monetarnej przez Fed).
Oprócz rozmaitych zmian i modyfikacji dotyczących podatków od osób fizycznych (nie będziemy tu o nich pisać), plan reformy zawiera kilka ważnych haseł dotyczących podatków od firm - i na tym koncentruje się uwaga inwestorów i analityków. Oto najważniejsze pomysły:
- podatek dochodowy od firm (korporacji) zostałby obniżony do 20% - obecnie stawki są progresywne i dochodzą do 35% w przypadku największych przedsiębiorstw (choć nie brak głosów, że w praktyce firmy efektywnie płacą dużo niższe podatki);
- podatek dochodowy od małych, rodzinnych firm (osób prowadzących działalność gospodarczą i spółek osobowych) zostałby ustalony na poziomie 25%; obecnie zyski tego rodzaju firm są często doliczane do dochodu właścicieli, którzy płacą nawet 37% podatku;
- przez okres co najmniej pięciu lat firmy mogłyby od razu "wrzucać" w koszty część wydatków inwestycyjnych, zamiast rozliczać je w ramach amortyzacji;
- zmieniłyby się zasady opodatkowania zagranicznej działalności korporacji - korporacje przestałyby płacić podatek od dywidend z zagranicznych spółek-córek.
Szczegóły: tutaj
Nasz komentarz? Propozycje wypracowane przez prezydenta Trumpa ze sztabem doradców na papierze wyglądają rewelacyjnie - amerykańskie firmy zaczęłyby płacić znacząco niższe podatki, co przełożyłoby się na wyższe zyski. Byłby to też prawdopodobnie impuls do szybszego wzrostu gospodarczego. W praktyce dobrze będzie, jeśli w życie wejdzie choćby cząstka tych pomysłów. Dlaczego? Cytowani przez Reutersa niezależni eksperci wyliczyli, że wdrożenie reformy kosztowałoby ... 2,2 BILIONA dolarów w ciągu dziesięciu lat. A przecież już teraz dług federalny przekracza 100% PKB. Dla porównania - cięcia podatkowe prezydenta Reagana (1981), na które często powołuje się Trump, ruszyły przy zadłużeniu wynoszącym ok. 30% PKB.
"Przepchnięcie" planu w Kongresie będzie więc niezwykle problematyczne, bo sprzeciwiają mu się nie tylko opozycyjni Demokraci, lecz także część Republikanów, wyrażających obawy przed wzrostem deficytu i długu.