Sebastian Buczek | |
Prezes Zarządu Quercus TFI S.A. |
Zgadzam się z dr. Bogusławem Grabowskim, członkiem Rady Gospodarczej przy premierze, jednym z najbardziej zagorzałych krytyków OFE. Zamiast OFE powinien być ZUS i… FIZy, czyli fundusze inwestycyjne zamknięte. I niech ich będzie tyle, ile OFE – jak życzy sobie dr B. Grabowski w ostatnim wywiadzie („Rzeczpospolita”, 26 VII 2013 r.).
Co więcej, jako osoba związana z funduszami inwestycyjnymi, podobnie jak zresztą dr. B. Grabowski (który od 9 lat związany jest z jednym z TFI, do czego w wywiadzie jednak się zagadkowo nie przyznaje), zaproponowałbym pójście o krok dalej. Po co nam w ogóle ZUS? Może zamiast ZUS też można byłoby postawić FIZa. Pytanie tylko czy jeden by starczył, czy może jednak lepiej byłoby tak od razu kilka? Tylko, co w tym ZUS-FIZie by było, bo przecież ZUS nie ma żadnych pieniędzy? Może jakieś wirtualne zapisy, prawa do przyszłych emerytur?
Przy okazji, jako wielki orędownik funduszy inwestycyjnych, zarekomendowałbym reaktywację III filaru. Oczywiście najlepiej w postaci funduszy inwestycyjnych. Może tym razem nie FIZów, a FIO, czyli funduszy inwestycyjnych otwartych. Nie będzie popytu? Będzie! Trzeba tylko przyznać duże ulgi podatkowe dla tych, którzy będą wpłacać środki. Ale czy finanse publiczne to wytrzymają? Wytrzymają! Trzeba tylko znaleźć takie rozwiązanie księgowe, które nie będzie powodować zwiększania dziury budżetowej – na pewno znajdzie się jakiś kreatywny sposób.
Jednocześnie chciałbym stanowczo zdementować, że w krytyce OFE i w powyższych propozycjach może się kryć choćby cień konfliktu interesów. Podobnie, jak dr B. Grabowski, czynię to jedynie z pobudek czysto patriotycznych, jako ekonomista (nieskromnie przyznam, że z habilitacją), który zmądrzał, dla dobra finansów publicznych, a przede wszystkim dla milionów przyszłych emerytów. Którym przecież jest wszystko jedno, skąd się wezmą pieniądze na emerytury. Najwyżej trzeba je będzie dodrukować.