Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Na początku miesiąca zastanawialiśmy się czy sprzyjająca, kwietniowa sezonowość na Wall Street zdoła w tym roku przezwyciężyć piętrzące się negatywne czynniki. Tuż przed końcem miesiąca można podsumować, że ... nie zdołała.
Kwiecień nie tylko zdecydowanie negatywnie wyróżnił się na tle średniej liczonej przez nas od początku lat 90., ale co więcej próżno w ogóle szukać tak słabego przypadku wśród wszystkich lat z tego, przeszło trzydekadowego, okresu. Tylko częściowo usprawiedliwiać to można relatywnie ponadnormatywnym zachowaniem S&P 500 w marcu, bo przecież również styczeń i luty wypadły w tym roku sporo poniżej średniej.
Gdyby amerykański S&P 500 miał zakończyć miesiąc na obecnym poziomie (a do końca pozostały już tylko dwie sesje), to byłby to dla niego najsłabszy kwiecień od ... 1970 roku. Co ciekawe bliższe zbadanie sprawy pokazuje, że podobieństwo to dotyczy nie tylko samego kwietnia, lecz nawet całego okresu od początku roku. Gdyby trzymać się ten analogii, należałoby oczekiwać raczej kontynuacji trendu spadkowego niż nagłego powrotu do hossy.
Podobieństwo do 1970 roku jest o tyle znamienne, że to właśnie lata 70. XX wieku przyniosły uporczywą stagflację, czyli słaby wzrost gospodarczy połączony z wysoką inflacją, pożerającą wartość nabywczą pieniądza i wywierającą presję na wyceny obligacji oraz akcji (inflację udało się opanować dopiero na skutek drastycznego zacieśnienia polityki monetarnej na przełomie dekady) - oby obecny wystrzał inflacji okazał się tylko przysłowiową miniaturką tamtej sytuacji!
Reasumując, nadzieje związane z tradycyjną, korzystną kwietniową sezonowością na Wall Street tym razem zupełnie zawiodły. Poszukiwania podobnych przypadków prowadzą aż do lat 70. XX wieku.
Tomasz Hońdo, Quercus TFI S.A.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie stanowi oficjalnej rekomendacji Quercus TFI S.A.