Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Niektórzy obserwatorzy amerykańskiego rynku narzekają na fakt, że dynamiczny rajd indeksów na Wall Street nie znajduje potwierdzenia w sytuacji na rynku obligacji skarbowych, których rentowność wcześniej spadała wraz z indeksami (odzwierciedlając słabnące oczekiwania odnośnie gospodarki i polityki Fedu), a w tym roku nie chce rosnąć.
W wersji pesymistycznej ma to oznaczać, że rynek obligacji - często określany jako "mądrzejszy" - ciągle nie widzi na horyzoncie zasadniczej poprawy w gospodarce, a w ostatecznym rozrachunku dywergencja (rozbieżność) między akcjami i obligacjami "domknie się" poprzez przecenę akcji.
Zwolennicy takiej teorii powołują się też na fakt, że zakończenie trendu wzrostowego rentowności obligacji historycznie sygnalizowało też koniec hossy na Wall Street - tak było w latach 2006/2007 i 2000.
Powyższy wykres dowodzi jednak, że wspomniana teoria, to tylko jeden z możliwych scenariuszy. Historycznie zależności między akcjami i obligacjami były czasem mocno problematyczne (patrz - np. lata 90.), a spadające lub stabilne rentowności "skarbówek" nie musiały wcale być skorelowane z mizerną koniunkturą na Wall Street.
O tym jak rozmaicie interpretowane są relacje akcje/obligacje, świadczy też fakt, że jeszcze w zeszłym roku w komentarzach dominował strach przed ... rosnącymi rentownościami obligacji. Dlaczego? Bo obawiano się, że jest to rosnąca konkurencja dla akcji. Teraz dla odmiany panuje strach przed spadkiem rentowności, który miałby stanowić odzwierciedlenie pogarszających się perspektyw gospodarczych.
Praktyczna konkluzja? Na dłuższą metę warto mieć zdywersyfikowany portfel inwestycyjny, w którym będą obecne zarówno akcje (dobre na czas dobrej koniunktury gospodarczej), jak i obligacje (dobre na czas recesji, ale nie tylko).
Artykuł wyraża poglądy autora i nie stanowi oficjalnej rekomendacji Quercus TFI S.A.
