Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Letnia hossa na warszawskim parkiecie to dowód, jak szybko potrafią się zmieniać nastroje rynkowe. Jeszcze w połowie roku na GPW panowała powszechna niewiara, o czym świadczyły "zdołowane" poziomy monitorowanych przez nas wskaźników. Na świecie martwiono się "Brexitem", a inwestorzy w Polsce byli tak przygnębieni, że zignorowali nawet dużo lepsze od oczekiwań zapowiedzi dotyczące OFE. Półtora miesiąca starczyło jednak, by WIG nie tylko przestał straszyć wizją przebicia styczniowego dołka, ale by zaczął nawet przymierzać się do ataku na wiosenną górkę. Zasadniczo wystarczył do tego brak nowych złych informacji w kraju plus dalsze luzowanie polityki przez główne banki centralne. No cóż, giełdowy cykl kolejny raz zatoczył koło...
Dobra wiadomość jest taka, że gdyby udało się sforsować szczyt z marca (49.017 pkt. w cenach zamknięcia), byłby to pozytywny sygnał, przynajmniej jeśli wierzyć podręcznikom analizy technicznej. Czyżby hossa miała się zadomowić na dłużej?
Ten pogodny obraz sytuacji psują jednak nieco te same wskaźniki, które wcześniej - w połowie roku - kazały powątpiewać w bessowy scenariusz na GPW. Na wykresie pokazujemy jeden z nich - popularny oscylator techniczny RSI, który w zwyczaju ma balansowanie między strefą "wyprzedania" (ostatnio zetknął się z nią w końcówce maja - i właśnie wtedy opłaciło się dokupować akcje), a strefą "wykupienia". W ostatnich dniach wskaźnik wkroczył do tej drugiej strefy, co - jak łatwo wyczytać z wykresu - bywało raczej dość zniechęcającym sygnałem, przynajmniej na krótką metę.
A na dłuższą metę? Tutaj sytuacja zdaje się wyglądać nadal w miarę pozytywnie - przynajmniej teoretycznie wielomiesięczny cykl giełdowy jest w fazie wychodzenia z dołków.
