Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Na obecną sytuację na Wall Street składają się trzy elementy: (a) wysokie wyceny akcji (jest drogo), (b) szybki wzrost zysków spółek, (c) niska zmienność (brak korekt od dłuższego czasu). Pesymiści twierdzą, że mamy przysłowiową ciszę przed burzą, w trakcie której akcje będą musiały mocno potanieć. Optymiści odpowiadają, że przecież zyski spółek mocno rosną, więc trudno wyobrazić sobie bessę. Wszystkim tym argumentom przyjrzał się w najnowszej analizie noblista, prof. Robert J. Shiller. Warto zerknąć na nią okiem, bo Shiller zasłynął z trafnych ostrzeżeń w kulminacyjnym momencie bańki internetowej (2000) oraz bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości (2006-2007). W artykule dla Project Syndicate noblista zadaje w tytule prowokacyjne pytanie: czy nadchodzi bessa?
Czytaj też: Shiller wśród noblistów
W dotychczasowej historii Wall Street (od 1871 r.) profesor doliczył się trzynastu rynków niedźwiedzia wg swojej definicji (sam przyznaje jednak, że były też bardziej długotrwałe fale spadkowe, które nie załapały się do tej definicji bessy). Następnie sprawdził, jak wyglądała sytuacja na szczytach hossy poprzedzających spadki. Zgodnie z intuicją stwierdził, że w większości historycznych przypadków przed nadejściem bessy było drogo - wskaźnik CAPE (czyli P/E w wersji Shillera) wynosił średnio 22,1, podczas gdy wieloletnia norma to 16,8. Obecnie CAPE przekracza 30.
Jednocześnie Shiller przyznaje, że zyski spółek faktycznie szybko rosną - ostatnio o 13,2%. Ale okazuje się, że to samo w sobie nie było w przeszłości przeszkodą na drodze do bessy. Wręcz przeciwnie, profesor zauważył, że "w szczytowych momentach zyski spółek też z reguły wykazywały szybki realny wzrost: średnio 13,3% w skali roku". Co ciekawe tuż przed krachem w 1929 roku zarobki firm rosły jeszcze szybciej - aż o 18,3% w skali roku. Wygląda więc na to, że obecna poprawa wyników idealnie pasuje do tej historycznej normy. Innymi słowy, fakt, że zyski szybko rosną, nie tylko nie wyklucza nadejścia bessy, ale wręcz może być ... ostrzeżeniem.
Noblista wziął też pod uwagę kolejną charakterystyczną cechę obecnej sytuacji rynkowej: niską zmienność, rozumianą jako brak większych korekt. Czy ta swoista sielanka to dobry, czy zły znak? Wg Shillera przed nadejściem bessy zmienność także była wyraźnie poniżej średniej.
Co wynika z tych wszystkich obserwacji? "Amerykański rynek akcji wykazuje obecnie wiele podobieństw do szczytów przed wszystkimi poprzednimi 13. bessami. To nie oznacza, że rychłe nadejście bessy jest gwarantowane - takie epizody są trudne do przewidzenia, a do następnej bessy może jeszcze upłynąć dużo czasu. Moja analiza służy jednak jako ostrzeżenie przed popadaniem w samozadowolenie. Inwestorzy, którzy pod wpływem błędnych impresji na temat historii podejmują nadmierne ryzyko na rynku akcji, być może proszą się o poważne straty" - konkluduje noblista.
Nasz komentarz? Jak przyznaje prof. Shiller bessa na Wall Street nie musi nadejść z dnia na dzień (nie widzimy jeszcze typowego sygnału monetarnego: odwrócenia krzywej dochodowości). Wysokie wyceny amerykańskich akcji oznaczają jednak, że być może warto mieć zapas gotówki na bardziej okazyjne zakupy.