Chcesz być na bieżąco? Zapisz się na NEWSLETTER
W ostatnich dniach niemiecki DAX podjął próbę odrabiania ubytku związanego z korektą spadkową trwającą od kwietnia. Z dzisiejszej perspektywy widać, że korekta ta nie poszła na marne o tyle, że pozwoliła zrealizować dwa pożyteczne cele:
(1) dała czas na to, by zyski spółek za Odrą dogoniły kursy akcji, i co za tym idzie
(2) pozwoliła uatrakcyjnić wyceny akcji.
Zilustrujmy to za pomocą liczb. W szczycie euforii związanej z europejskim QE i korzystnym dla eksporterów osłabieniem euro (kwiecień) DAX był 26% na plusie od początku roku. Niemal w całości ta zwyżka była efektem wzrostu wskaźników wycen akcji, a nie zysków spółek – wskaźnik P/E (ceny do prognozowanych zysków) był 23% na plusie od początku roku, zaś same zyski – niespełna 3%. Nie dziwiły komentarze, że niemiecki rynek oderwał się od fundamentów.
Teraz jednak – właśnie za sprawą schłodzenia zapału inwestorów – sytuacja jest dużo zdrowsza. DAX jest co prawda ciągle 17% na plusie od początku roku, ale prognozowane zyski firm wyraźnie nadrobiły dystans – są 8% na plusie. To sprawia, że wskaźnik P/E spadł z dość wygórowanych poziomów notowanych w kwietniu (15,5) do dużo rozsądniejszych (13,6). Pod tym względem wróciliśmy do poziomu wycen z końca stycznia. Akcje za Odrą nie są może tanie (z prawdziwą okazją mieliśmy do czynienia na jesieni ub.r. – P/E równe 11,3), ale też nie można powiedzieć, że są bardzo drogie.
Reasumując, ostatnia korekta we Frankfurcie (a przy okazji także na GPW) pozwoliła na to, by zyski tamtejszych spółek nadrobiły część zaległości względem cen akcji. Dzięki temu wyceny stały się rozsądniejsze, co w porównaniu z sytuacją odnotowaną na dotychczasowym szczycie hossy z kwietnia lepiej rokuje na drugie półrocze.
