Chcesz być na bieżąco? Zapisz się na NEWSLETTER
Czwartkowy spadek amerykańskiego S&P 500 o ponad 2% nie byłby może aż tak godny odnotowania (bo z okresem naprzemiennych spadków i wyskoków indeksu mamy już do czynienia od grudnia ub.r.), gdyby nie fakt, że znalazł się on na poziomie najniższym od pół roku - a to już jest coś, czego nie obserwowaliśmy od dłuższego czasu. Do ustanowienia półrocznego minimum niewiele brakowało w dołku korekty na jesieni ub.r. Wcześniej do poziomu najniższego od sześciu miesięcy S&P 500 dotarł jeszcze na początku sierpnia 2011 roku.
Trudno jednak na podstawie tego sygnału wyrokować o dalszym biegu wydarzeń, bo w przeszłości półroczne minima równie dobrze oznaczać mogły dopiero początek kłopotów (VIII 2011), jak i bliskość dołka (VI 2010).
Pocieszeniem jest fakt, że popularny wskaźnik RSI (wg danych tygodniowych) jest już na poziomach, przy których skończyły się trzy największe korekty spadkowe w latach 2012-2014. Wskaźnik nie jest jednak tak nisko, jak np. w sierpniu 2011 r., kiedy dotarł do tzw. strefy wyprzedania. Pesymista mógłby powiedzieć, że z uwagi na pogorszenie sytuacji technicznej (wcześniejsze przebicie linii trendu wzrostowego) oraz wysokie wyceny amerykańskich akcji należałoby spodziewać się raczej większego schłodzenia, ale przecież amerykański rynek już nie raz zdołał ku zaskoczeniu wielu wybronić się z opresji.
