Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Jeszcze więcej przemyśleń: @TomaszHondo
Najnowsze, jesienne notyfikacje krajów członkowskich UE w sprawie finansów publicznych to dobra okazja, by przyjrzeć się sytuacji Polski na tle Europy. Które aspekty wyglądają niepokojąco, a które dają ciągle pewien komfort?
To, co może wyglądać niepokojąco, to bez wątpienia wielkość deficytu finansów publicznych w naszym kraju, który w tym roku wg definicji unijnej (EDP) ma wynieść prawie 7 proc. PKB. Według tego wskaźnika dziura w finansach w tym roku ma być głębsza tylko w Rumunii.

Bieżący rok nie jest pierwszym z głębokim deficytem w naszym kraju. Kumulujący się z roku na roku deficyt przekłada się na wzrost długu. Okazuje się, że w ostatnich trzech latach - czyli licząc od stojącego pod znakiem wybuchu wojny w Ukrainie 2022 roku - dług publiczny wg definicji unijnej rośnie łącznie o prawie 11 proc. PKB. Również pod tym względem Polska jest w niechlubnej czołówce krajów UE, choć oczywiście w jakimś stopniu tłumaczyć to można koniecznością wydatków zbrojeniowych (nieprzypadkowo największy wzrost długu widać w Finlandii).

Relatywnie szybki wzrost długu niepokoi, choć jednocześnie pocieszające jest to, że poziom owego zadłużenia ciągle nie jest szczególnie wysoki na tle Europy. Pod tym względem Polska jest przysłowiowym "średniakiem". Dług, który wg definicji unijnej przekroczy niebawem 60 proc. PKB, plasuje nas pośrodku krajów UE. Wiele wskazuje jednak na to, że w tym niechlubnym rankingu będziemy przesuwać się stopniowo wyżej, bo - jak niedawno pisaliśmy - projekcje zawarte w najnowszej rządowej "Strategii zarządzania długiem" mówią o wzroście długu do 75 proc. PKB w 2029 roku.

Dla rynków finansowych ważny jest może nie sam poziom długu, lecz przede wszystkim koszty jego obsługi (odsetki od obligacji i pożyczek). Chociaż, jak pokazujemy na poniższym wykresie, wielkość długu ma oczywiście z natury silny wpływ na koszty obsługi - co obrazuje rosnąca linia trendu (regresji) - to jednak widać też wyraźne odchylenia od tego trendu. Przykładowo Węgry mają koszt obsługi długu porównywalny z Włochami, mimo że te drugie mają wyraźnie większy dług.
Polska, choć na szczęście na razie daleka od sytuacji na Węgrzech, również wyraźnie odstaje od normy. Koszty obsługi długu (prawie 2,5 proc. PKB w tym roku) mamy choćby wyższe niż dużo bardziej zadłużona Francja. W tym względzie powinny pomóc trwające obniżki stóp procentowych w naszym kraju, choć jednocześnie widać, że w utrzymaniu kosztów w normie sprzyja bardzo obecność w strefie euro.

Reasumując, w polskich finansach publicznych widać niepokojące zjawiska. Chociaż na razie poziom zadłużenia na tle Europy dawać może pewne poczucie komfortu, to jednak w razie dalszego utrzymywania głębokich deficytów budżetowych będziemy się przesuwać z tej strefy względnego komfortu w stronę strefy wyższego ryzyka.
Tomasz Hońdo, CFA, Quercus TFI S.A.
