Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Ostatnie półtora roku to dla amerykańskiego S&P500 właściwie stracony okres pod znakiem huśtawki nastrojów i stagnacji. Przyczyn jest wiele, ale w ostatecznym rozrachunku sprowadzają się one do spadku zagregowanych zysków korporacji z tego indeksu. Historyczna korelacja jest prosta - do nowych rekordów S&P500 potrzebne są nowe rekordy zysków. A z tym ostatnio było raczej krucho, po części na skutek kiepskiej kondycji spółek naftowych, a po części za sprawą mocnego dolara podkopującego eksport.

Być może to zaczyna się jednak stopniowo zmieniać na plus. Na razie wyniki finansowe za III kwartał podało co prawda tylko 27% spółek, ale zawsze jest to już pewien wyznacznik tego, jak mogły wyglądać całościowe rezultaty. Dobra informacja na podstawie tej wybiórczej próbki spółek jest taka, że zła passa została być może przerwana i mamy już do czynienia z wyraźnym wzrostem zarobków.

Oczywiście na potwierdzenie tego pozytywnego zjawiska trzeba poczekać do momentu opublikowania raportów kwartalnych przez większość spółek. Poprawa trendu w wynikach nie zmienia też faktu, że pod względem wycen amerykańskie akcje nie należą obecnie do najatrakcyjniejszych, z P/E na poziomie 24 razy zyski za ostatnie cztery kwartały i ok. 16 razy zyski prognozowane przez analityków na 2017 rok.
