Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Indeksy giełdowe, zarówno na rynkach rozwiniętych, jak i wschodzących, podjęły próbę ostatecznego wydostania się z ubiegłorocznych tarapatów. Niektórym najwyraźniej już się to udało (nowe szczyty hossy w USA), inni (jak niemiecki DAX lub nasz WIG) przymierzają się do przetestowania linii trendu spadkowego - ich przebicie sugerowałoby powrót hossy.
Na powyższym wykresie nie przez przypadek znalazł się też indeks amerykańskich obligacji korporacyjnych typu High Yield (o wysokiej rentowności i podwyższonym ryzyku). Na dłuższą metę jest on silnie skorelowany z cenami akcji na Wall Street, zaś ewentualne dywergencje między nim a S&P 500 bywają sygnałami ostrzegawczymi. Ostatnio jednak oba indeksy podążają w tym samym kierunku - wskaźnik High Yield (HY) też sięgnął po nowe rekordy.
Podstawowym wyznacznikiem atrakcyjności obligacji tego typu jest tzw. spread, czyli nadwyżka rentowności nad rentownością bezpiecznych papierów skarbowych.
Od lutego spread systematycznie maleje, co można odczytywać jako oznakę rosnącego apetytu inwestorów na ryzyko, co przekłada się też na poprawę koniunktury giełdowej. Sytuacja stanie się problematyczna, gdy spread skurczy się do naprawdę niewielkich rozmiarów, takich jak w połowie 2014 r. (ok. 3 pkt. proc.). Historycznie wzrost spreadu z tak niskich pułapów był też bardzo niekorzystny dla cen akcji. Na razie spread nie jest jednak aż tak niski - wynosi ok. 5,5 pkt. proc. Będziemy monitorować sytuację.
