Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Wahania cen ropy naftowej nie przestają zadziwiać. W ciągu 17. tygodni od styczniowego dołka surowiec podrożał o ponad 60% (!). Bez wątpienia jest to jedna z najbardziej zmiennych klas aktywów.
Sprawdźmy czy w przeszłości zdarzały się już tak gwałtowne wyskoki.

Jak widać - zdarzały się. I to co ciekawe z pewną regularnością, średnio co ok. 8,5 roku. Historia lubi się powtarzać...
Co działo się potem? W jednym przypadku (rok 1990) hossa na rynku ropy była już na etapie schyłkowym (chociaż i tak surowiec zdążył podrożeć jeszcze o kolejne 30% w ciągu pięciu tygodni). W pozostałych dwóch przypadkach (1999, 2009) wspomniany wystrzał był najbardziej dynamicznym, ale dopiero początkowym etapem trendu wzrostowego. Od tego momentu do szczytu trendu ropa podrożała jeszcze o odpowiednio 103% i 83% (oczywiście z korektami po drodze).

Zauważmy, że te dwa scenariusze (lata 1999 i 2009) są o tyle zbliżone do obecnej sytuacji, że wystrzał ceny nastąpił po wcześniejszej gwałtownej przecenie skutkującej wieloletnimi minimami. Tego samego nie dało się powiedzieć o przypadku z 1990 roku.
Tak jak to zwykle bywa, stosunkowo trudno coś na temat perspektyw rynku ropy powiedzieć na podstawie tzw. fundamentów. Na razie wiadomo, że światowe zapasy ropy są ciągle bliskie rekordów na skutek boomu łupkowego, powolnego wzrostu popytu i braku porozumienia w ramach OPEC w sprawie ograniczenia podaży. Być może wystrzał notowań dyskontuje pewne przyszłe zmiany, których jeszcze nie widać. Zresztą gwałtowność wahań rynkowych sugeruje, że czynniki fundamentalne odgrywają ograniczoną rolę.
Gdyby ropa miała nadal drożeć - co jest jak widać prawdopodobne, ale absolutnie nie przesądzone - miałoby to rozmaite konsekwencje. Z jednej strony - byłby to pozytywny impuls dla części rynków wschodzących. Z drugiej - pojawiłaby się perspektywa powrotu inflacji, co mogłoby sprzyjać podwyżkom stóp procentowych w USA, jak i wcześniejszemu zakończeniu programu QE w Europie.
