Chcesz być na bieżąco? Zapisz się na NEWSLETTER
Dziś po kilkudniowej przerwie szybki rzut oka na sytuację na warszawskim parkiecie.
Jeśli za główny miernik tej sytuacji przyjąć indeks WIG (w którym dominującą pozycję zajmują duże spółki), to ciągle mamy tu status quo. WIG od dwóch miesięcy tkwi uporczywie w trendzie bocznym.

Najpierw paniczna wyprzedaż akcji banków po przegłosowaniu przez Sejm ustawy dot. przewalutowania kredytów frankowych zatrzymała marsz indeksu dokładnie na poziomie oporu (ok. 53.700 pkt.). Potem słabość rynków wschodzących i nerwowe reakcje świata na dewaluację chińskiej waluty, pociągnęły WIG w kierunku kluczowego poziomu wsparcia (ok. 51.200 pkt.). Dopóki indeks pozostaje pomiędzy tymi dwoma granicami, panuje trend boczny. Przebicie któregoś z nich sygnalizowałoby wejście odpowiednio w trend wzrostowy (w przypadku przebicia oporu) albo spadkowy (w przypadku przebicia wsparcia).
Podkreślmy jeszcze raz, że WIG zdominowany jest przez duże spółki (10 najważniejszych firm ma w nim łącznie 52% udziału). Jeśli zaś spojrzymy na tzw. szeroki rynek, tam obraz sytuacji w ostatnich tygodniach był zdecydowanie bardziej pozytywny. Przykładowo gromadzący małe/średnie spółki sWIG80 w odróżnieniu od WIG wcale nie tkwi w trendzie bocznym - jego wykres pokazuje zupełnie inny świat.

Oczywiście nawet i tutaj w obliczu rażącej słabości indeksów dużych spółek nie mogło się obyć ostatnio bez zadyszki. Od ok. dwóch tygodni sWIG przeżywa korektę wcześniejszych dynamicznych zwyżek. Dopóki jednak indeks "maluchów" utrzyma się powyżej zaznaczonej na zielono strefy wsparcia zwanej w żargonie analityków technicznych "luką hossy" (ok. 13.550-13.600 pkt.), struktura trendu wzrostowego pozostanie zachowana. Innymi słowy, będą realne szanse na zakończenie korekty i powrót do wzrostów. Oczywiście to się prawdopodobnie nie uda, jeśli i WIG nie podniesie się po ostatnich słabszych tygodniach.
