Chcesz być na bieżąco? Zapisz się na NEWSLETTER
Początek roku na Wall Street nie przyniósł stabilizacji. Wręcz przeciwnie, powróciła gwałtowna zmienność. O ile jeszcze niedawno (w listopadzie ub.r.) indeks S&P 500 był nieopodal szczytów hossy (nie udało się jednak ich pokonać), teraz dla odmiany błyskawicznie zawrócił w kierunku sierpniowego dołka.

Co może oznaczać ta huśtawka między technicznymi poziomami wsparcia (obok wspomnianego sierpniowego dołka składa się na nie również dno paniki z października 2014 r.) i oporu? Spójrzmy na sytuację w szerszym kontekście.

Pesymiści w tej huśtawce nastrojów dopatrzyć się mogą zapewne tzw. fazy dystrybucji, która książkowo poprzedza zmianę trendu. Jest jednak ciągle szansa na uniknięcie owej potencjalnej negatywnej zmiany. Po pierwsze indeks dotarł właśnie do linii trendu wzrostowego - to okazja do poprawy nastrojów. Nawet jeśli ta linia pęknie, to ciągle pozostanie jeszcze wspomniane wsparcie na wysokości ostatnich dołków - to strefa 1862-1867 pkt. (licząc w cenach zamknięcia). Warto też obserwować wskaźniki nastrojów. Na razie VIX, czyli "indeks strachu", jest ciągle dość nisko, ale przekroczenie pułapu 40 pkt. oznaczałoby dość silną panikę - taką, w trakcie której formowały się średnioterminowe dołki notowań na przestrzeni ostatnich lat (z wyjątkiem 2008).
A co gdyby wsparcia pękły (od razu - co mniej prawdopodobne, lub po chwilowym odreagowaniu)? S&P 500 automatycznie znalazłby się najniżej od prawie dwóch lat - czy wtedy można by jeszcze w ogóle mówić o tym, że panuje hossa? Teoretyczny zasięg spadku mógłby wówczas książkowo wynieść co najmniej tyle ile wynosi szerokość "dystrybucji", czyli ok. 260 pkt. To dawałoby poziom "docelowy" na wysokości ok. 1600 pkt. (poprzednio indeks był tam w połowie 2013 roku). Oczywiście na razie nie ma jeszcze podstaw, by traktować taki scenariusz jako bazowy - to na razie czysto hipotetyczne rozważania.
