Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Tzw. chiński impuls kredytowy (wielkość akcji kredytowej względem PKB) to właściwie jedyny wskaźnik makroekonomiczny, który pozwolił z wyprzedzeniem przewidzieć nie tylko ubiegłoroczną bessę na rynkach akcji, ale też mocne odbicie trwające od października.
Jaki scenariusz ten sprawdzony sygnał pochodzący z drugiej największej gospodarki świata kreśli obecnie?
Jeśli wierzyć w to, że wyprzedzająca moc prognostyczna chińskiego impulsu się utrzyma, to można pokusić się o dwa wnioski. Jeden pozytywny, drugi negatywny:
- dobra wiadomość jest taka, że wcześniejsze odbicie impulsu powinno pozwolić na pewną poprawę globalnej koniunktury gospodarczej (obrazowanej np. przez Global Manufacturing PMI) jeszcze mniej więcej do połowy roku;
- zła wiadomość - wg najnowszego szacunku agencji Bloomberg, w grudniu chiński impuls osłabł do poziomu najniższego od 10 miesięcy (24,3% PKB), co na zasadzie wspomnianego efektu wyprzedzenia powinno zacząć negatywnie wpływać na gospodarki w drugiej połowie roku.
Ponieważ rynki akcji są na ogół ściśle skorelowane ze wskaźnikami PMI, to nietrudno przełożyć te projekcje na język inwestorów giełdowych. Chiński impuls kredytowy wieszczy w miarę udaną pierwszą połowę roku i ... powrót gorszej koniunktury w drugiej połowie.
Notabene te "wróżby" ciekawie komponują się z naszymi rozważaniami dotyczącymi recesyjnego sygnału ostrzegawczego w USA, czyli odwrócenia krzywej rentowności obligacji - przypomnijmy, że wniosek z tamtej analizy był taki, że historycznie mniej więcej pierwsze pół roku od maksymalnego odwrócenia krzywej nie było jeszcze szczególnie dramatyczne dla rynków akcji (problemy zaczynały się później).
Spieszmy się więc korzystać z okienka na lepszą koniunkturę, bo tak szybko może się tym razem zamknąć - chyba w taki sposób należałoby podsumować projekcje płynące z najnowszych rozważań dotyczących wpływu chińskiego impulsu kredytowego.
Tomasz Hońdo, CFA, Quercus TFI S.A.