Jakich objawów kulminacji wyprzedaży ciągle brakuje? | Qnews - Edukacyjny Portal Dla Inwestorów

newsletter

quercus

Jakich objawów kulminacji wyprzedaży ciągle brakuje?

Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER

Wczoraj pisaliśmy, że zdaniem stratega Bank of America M. Hartnetta nastroje zarządzających funduszami nie są jeszcze na tyle złe, by można było mówić o "dużym dołku" (Big Low) i okazji do zakupów na rynkach. Takiej jak na początku 2016 roku, czy na jesieni 2011. Amerykanie lubią też mówić o washout bottom, co można by dowolnie przetłumaczyć jako "kulminacja wyprzedaży".

Potraktujmy ten temat szerzej. Jakich oznak ukształtowania się "dużego dołka" na świecie ciągle brakuje?

  • Zgodnie z tym co pisaliśmy wczoraj na razie widać jedynie wybrane oznaki pesymizmu w sondażu Bank of America/Merrill Lynch.
  • Wskaźnik Bull & Bear autorstwa tego samego banku nie dał jeszcze sygnału kupna.
  • Wskaźniki nastrojów na Wall Street w większości nie pokazują jeszcze paniki takiej jak w 2016 lub 2011 (choć zeszły jednak na tyle nisko, by znaleźć się w dołku lutowej przeceny).

  • Spready na rynku bardziej ryzykownych obligacji (korporacyjnych w USA, a także papierów z rynków wschodzących) nie uległy jeszcze gwałtownemu rozszerzeniu świadczącemu o kulminacji paniki. Zdaniem niektórych ten proces dopiero się rozpoczął, a symbolicznym sygnałem napięć narastających na rynkach obligacji korporacyjnych jest silna przecena papierów przemysłowego giganta GE (General Electric), których rentowność sięgnęła pułapów charakterystycznych dla obligacji "śmieciowych". Niektórzy analitycy, jak Matt King z Citigroup, argumentują, że źródłem napięć na rynku obligacji jest trwająca "normalizacja bilansu" amerykańskiego Fedu i nadchodzący koniec QE w strefie euro. W grę wchodzi też przecena ropy, która może - podobnie jak w 2015 roku - wywoływać obawy o kondycję zadłużonego sektora naftowego w USA.

  • Nie widać złagodzenia retoryki banków centralnych, które miało zwykle miejsce w okresie kształtowania się "dużych dołków". Szef EBC Mario Draghi zbagatelizował niedawno oznaki zadyszki w gospodarkach, zaś szef Fedu Jerome Powell skomentował, że ostatnia zmienność na rynkach, to jedynie jeden z wielu czynników, które bank centralny bierze pod uwagę. Analitycy spekulują jak głęboko musiałby jeszcze spaść S&P 500, by Fed złagodził swój ton (nie ma jednoznacznej odpowiedzi).

Oczywiście we wszystkich tych rozważaniach przewija się założenie, że podobnie jak w latach 2016 czy 2011 i tym razem musimy mieć na globalnych rynkach "duży dołek", by korekta spadkowa defnitywnie dobiegła końca. Zauważmy jednak, że przecież wiele innych korekt w trakcie obecnej hossy skończyło się na globalnych rynkach po spadkach nawet słabszych niż te ostatnie. Czekanie na "duży dołek" zakłada również, że inwestowanie jest zdarzeniem "zerojedynkowym", w ramach którego akcje należy kupić w precyzyjnie określonym momencie i sprzedać w innym. Ale w praktyce inwestowanie może być raczej procesem, stopniowym i rozłożonym w czasie.

tomasz.hondo@quercustfi.pl

Niniejsza analiza ma wyłącznie charakter edukacyjny i nie powinna być traktowana jako rekomendacja inwestycyjna lub informacja sugerująca określoną strategię inwestycyjną.

Info

Quercus TFI S.A.:

nasza misja ESG

to edukacja ekonomiczna

Barometry Qnews.pl

Zagłosuj

S&P 500 zakończy ten rok:

Wybory