Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Już dwa miesiące temu cieszyliśmy się z najmniejszego od 21 miesięcy spadku amerykańskiego wskaźnika wyprzedzającego koniunktury Conference Board. I choć później nadszedł dość słaby odczyt za styczeń, to teraz - po opublikowaniu najnowszej wartości za luty - są jeszcze większe powody do zadowolenia. LEI bowiem urósł po raz pierwszy od 24 miesięcy. Najdłuższa od lat 2007-08 seria spadkowa została zatem wreszcie przerwana. Co prawda lutowy wzrost nie jest zbyt okazały (zaledwie 0,1 pkt.), ale dobre i to po dwóch latach ciągłego schładzania. Przydałoby się, by w kolejnych miesiącach wzrost wskaźnika zaczął przyspieszać, choć może to nie być takie proste w warunkach wysokich stóp procentowych.
Konstrukcja LEI oparta jest na dziesięciu komponentach, z których 3 pochodzą z rynków finansowych, a pozostałe 7 dotyczy gospodarki.
Przypomnijmy nasze wcześniejsze "wywody" na temat domniemanego związku między LEI i tzw. szerokim rynkiem akcji na Wall Street. Przy założeniu, że 2-letni spadek LEI oznaczał mocno problematyczne środowisko ekonomiczne dla segmentów rynku akcji niezwiązanych bezpośrednio z modnym boomem na AI (sztuczną inteligencję), to zatrzymanie spadku wskaźnika zdaje się tworzyć już wyraźnie lepsze warunki dla szerokiego rynku. Warto podkreślić, że indeksy takie, jak nieważona wersja S&P 500 (pozbawiona dominacji sektora technologicznego), czy też grupujący średniej wielkości spółki S&P MidCap, po ponad dwóch latach zdołały w ostatnim czasie wreszcie pokonać wcześniejsze rekordy. Nieco z tyłu pozostaje gromadzący małe firmy Russell 2000, ale i on w trakcie marca wspiął się najwyżej od ponad dwóch lat.
Oczywiście istnieje ryzyko, że lutowe drgnięcie LEI w górę to przysłowiowy fałszywy sygnał, a wysokie stopy procentowe nie pozwolą na trwalsze ożywienie, ale na razie wygląda na to, że szeroki rynek akcji próbuje wreszcie wykorzystać nadarzającą się okazję do wyjścia z marazmu.
Tomasz Hońdo, CFA, Quercus TFI S.A.