Tomasz Hońdo, CFA
Starszy Ekonomista Quercus TFI S.A.
Dołek WIG-u z początku października perfekcyjnie wpisuje się w historyczny wzorzec sezonowy. Na Wall Street poszukiwanie lokalnego jesiennego dołka bardziej przeciąga się w czasie, ale nie wszystko jeszcze stracone – wynika z naszych wyliczeń.
Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Temat sezonowości giełdowej poruszaliśmy w tym roku już kilka razy i – w tym ważnym punkcie roku – warto do niego znów powrócić. Choćby dlatego, że wskazówki sezonowe okazywały się w tym roku na ogół niezwykle trafne. Najbardziej rzuca się to w oczy na wykresie naszego rodzimego WIG-u. Udany początek stycznia, mocna korekta spadkowa w marcu (kulminacja obaw o kondycję amerykańskich banków regionalnych), świetny kwiecień, osunięcie w końcówce maja, doskonały lipiec, słaby sierpień i wrzesień – wszystko to perfekcyjnie wpisało się w statystyczny wzorzec sezonowy. Zbliżone wnioski można też wysnuć w odniesieniu do amerykańskiego S&P 500 (przy czym jego uśredniona historyczna ścieżka jest mniej „poszarpana” niż naszego WIG-u, co sprawia, że aspekt sezonowy jest tu nieco mniej widoczny).
Co z jesiennym dołkiem?
W ramach tego wzorca kończący się październik można określić jako miesiąc pod znakiem poszukiwania lokalnego dołka. Precyzyjne umiejscowienie tego dna letnio-jesiennej korekty spadkowej sprawia nieco kłopotu. W przypadku WIG-u uśredniona ścieżka historyczna za ostatnie ćwierć wieku dołek osiągnęła już na początku października. I, jak na razie, można uznać, że również ta wskazówka okazała się niezwykle trafna, bo właśnie w okolicach tego terminu rodzimy indeks również w tym roku ustanowił dno, po czym zabrał się za entuzjastyczne dyskontowanie oczekiwanego przełomu w wyborach parlamentarnych.
Rys. 1. Dołek WIG-u na początku października idealnie wpasował się we wzorzec sezonowy
Źródło: Qnews.pl, GPW.
Nieco inaczej sprawa wygląda, jeśli chodzi o Wall Street. S&P 500, jak na razie, nieco ociąga się z „udeptaniem” definitywnego jesiennego dołka. Podobnie jak na GPW, mogło się wydawać początkowo, że dno zostało ustanowione już na początku października, ale obawy związane m.in. z atakiem rentowności amerykańskich obligacji 10-letnich na próg 5 proc. udaremniły pierwszą próbę odbicia.
Czy to oznacza, że wszystko już stracone, jeśli chodzi o perspektywę sezonowej poprawy koniunktury na Wall Street? Na tym etapie bylibyśmy ostrożni co do wysuwania tak daleko idącej tezy. Zauważmy, że uśredniona ścieżka S&P 500 za 40 lat modelowy dołek osiąga dopiero w końcówce października (dosłownie – 27 X). Ten dołek to jednocześnie 4-miesięczne minimum indeksu, co ciekawie koresponduje z obecną sytuacją – w chwili pisania tego artykułu amerykański benchmark jest w okolicy niespełna 5-miesięcznego minimum.
Rys. 2. Październik to miesiąc pod znakiem sezonowego dołka również na Wall Street
Źródło: Qnews.pl, Bloomberg.
Wydaje się zatem, że szanse na ustanowienie sezonowego dna nie zostały jeszcze pogrzebane.
Przed nami statystycznie udany okres
Warto podkreślić, że po ustanowieniu jesiennego dołka w końcówce października, potem S&P 500 modelowo rozpoczyna gwałtowną zwyżkę, rozciągającą się na pierwszą część listopada. Potem, po zadyszce w połowie listopada (która w przypadku statystycznej ścieżki WIG-u przybiera postać nawet dość okazałej, choć krótkotrwałej korekty spadkowej), rozpoczyna się kolejny etap sezonowej hossy. Ogólnie rzecz biorąc, cała listopadowo-grudniowa fala wzrostowa wynosi zarówno S&P 500, jak i WIG, na nowe szczyty trendu zwyżkowego.
Prawie 2/3 – taka część całego rocznego wzrostu WIG przypada historycznie na okres od październikowego dołka do końca roku. W przypadku S&P 500 jest to prawie połowa.
Oczywiście warto podkreślić, że jest to scenariusz bazujący na historycznej średniej, a od każdej średniej zdarzają się odchylenia, zarówno in plus, jak i in minus. Nie ma żadnej gwarancji, że każdy listopad, czy też każdy dwumiesięczny okres XI-XII, będą udane. Chodzi tu raczej o prawdopodobieństwo niż pewność. A pod względem szans na zwyżkę ostatnie dwa miesiące roku wypadają korzystnie – na przestrzeni 40 lat S&P 500 urósł w 70 proc. przypadków. Na trzecim wykresie pokazujemy, że w odróżnieniu szczególnie od sierpnia i września, w końcówce roku zwykle opłacało się mieć akcje. Linie obrazujące skumulowane dokonania amerykańskiego indeksu w listopadzie i grudniu na przestrzeni lat systematycznie wspinają się na wyższe pułapy, mimo że po drodze zdarzają się od czasu do czasu jakieś wyjątki od normy.
Rys. 3. Ostatnie dwa miesiące roku nie zawsze są udane, ale na dłuższą metę zdecydowanie górują nad słabymi sezonowo sierpniem i wrześniem
Źródło: Qnews.pl, Bloomberg.
Warto podkreślić, że rozważania sezonowe sprawdziły się również przed rokiem, kiedy to punkt kulminacyjny strachu na rynkach akcji został osiągnięty na przestrzeni września-października i stamtąd rozpoczęła się dynamiczna poprawa.
Reasumując, giełdowa sezonowość to oczywiście nie wszystko – obok niej w grę wchodzą nieprzewidywalne wydarzenia, mogące wpływać na koniunkturę. Ale wiele razy, również w tym roku, przekonaliśmy się, że jest to ważny element całej rynkowej układanki.
Dwa kluczowe warunki sezonowej poprawy na giełdach w tym roku:
- Koniec wzrostu rentowności amerykańskich obligacji – jest na to szansa dzięki malejącemu prawdopodobieństwu kolejnych podwyżek stóp procentowych (najbliższe posiedzenie Fedu już 1 listopada – podwyżki raczej nie będzie, ważne będzie ewentualne złagodzenie jastrzębiej retoryki);
- Dalsze odsunięcie w czasie widma recesji w USA – historyczną regułą jest to, że S&P 500 dno bessy ustanawia w trakcie trwania recesji, więc trzymajmy kciuki, by okres spadku aktywności gospodarczej i wzrostu bezrobocia nie rozpoczął się szybko.
Powyższy artykuł stanowi zaktualizowaną wersję materiału, jaki ukazał się w Gazecie Giełdy i Inwestorów "Parkiet" - prawa do publikacji zastrzeżone.