Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Miniony tydzień przyniósł głośny medialnie sygnał na Wall Street - indeks S&P 500 znalazł się wreszcie 20 proc. powyżej dna ubiegłorocznej bessy, co bywa traktowane jako popularne kryterium wejścia w hossę. W domyśle ma to być zapowiedź dalszej wspinaczki benchmarku w stronę rekordu wszech czasów.
Pokusiliśmy się o sprawdzenie, czy taki sygnał faktycznie był trafny historycznie. Trzeba przyznać, że w większości przypadków tak faktycznie było. Przykładowo każdy z poprzednich czterech sygnałów (IV 2020, III 2019, I 2012, III 2009) poprawnie zapowiadał kontynuację zwyżki na Wall Street w horyzoncie wielomiesięcznym.
Jednocześnie jednak przewaga liczebna tych trafnych sygnałów nad "fałszywymi", tzn. takimi, które miały miejsce w okolicach szczytów korekt wzrostowych w trakcie dłuższej bessy i stanowiły "pułapkę na giełdowe byki", nie była druzgocąca na przestrzeni kilku dekad (7 do 4).
Na razie S&P 500 po spełnieniu popularnego kryterium hossy ma od razu kolejne zadanie do wykonania - w celu potwierdzenia trendu wzrostowego musi poradzić sobie z technicznym poziomem oporu na wysokości szczytu z sierpnia ub.r.
W tle obserwujemy stopniowe ocieplenie nastrojów ("sentymentu") inwestorów. W sondażu Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych (AAII), w którym od miesięcy panował pesymizm, sytuacja uległa gwałtownej zmianie - różnica między odsetkiem "byków" i "niedźwiedzi" nagle znalazła się mocno na plusie (+20,2 pkt. proc.), na poziomie najwyższym od listopada 2021. To zapewne pokłosie przekroczenia 20-proc. progu zwyżki przez S&P 500.
Reasumując, powiększenie przez S&P 500 skali zwyżki od jesiennego dna do ponad 20 proc., dowodzi kolejnych postępów rynku akcji w USA. W większości przypadków taki sygnał rzeczywiście zapowiadał kontynuację hossy, co jest uzasadnieniem dla przynajmniej częściowej obecności akcji w portfelu (dlaczego częściowej? Bo zdarzały się też fałszywe sygnały, będące swoistą pułapką).
Tomasz Hońdo, CFA, Quercus TFI S.A.