Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Amerykański S&P 500 nie tylko wykonał "normę", jeśli chodzi o wyczekiwany spadek o 5% (w styczniu pojawił się rekord, jeśli chodzi o długość zwyżki bez 5-proc. korekty), ale nawet wykazał się inicjatywą i poszedł jeszcze krok dalej - w czwartek znalazł się ponad 10% poniżej szczytu.
Uwagę zwraca nie tylko sama skala spadku, ale też krótki czas, w jakim się odbyła. Jak to bywało historycznie?
W okresie ostatnich nieco ponad trzydziestu lat podobnych przypadków mieliśmy do tej pory osiem. Weźmy je po kolei pod lupę.
Pierwsze co zwraca uwagę, to fakt, że nie zawsze 10-proc. spadek całkowicie wyczerpywał atak podażowy. W przypadkach takich jak na jesieni 1987 czy też w 1990 roku przecena była jeszcze głębsza. Ogółem spośród ośmiu omawianych przypadków w trzech (38%) szybka wyprzedaż postępowała nadal. Ale były też przypadki, w których indeks jak gdyby nigdy nic miał zacząć się niebawem zabierać za powrót do szczytów trendu wzrostowego - takich było również trzy (38%). Co ciekawe dwa z nich miały miejsce w ostatnim etapie bańki internetowej (1999-2000). Zdecydowanie najgorsze były przypadki z jesieni 2007 oraz połowy 2000 - co prawda na krótką metę nadeszło odreagowanie, ale w ostatecznym rozrachunku był to dopiero wstęp do bessy.
Jak to wszystko podsumować? Ze statystycznego punktu widzenia istnieją szanse (38%) na to, że to już koniec lub prawie koniec przeceny, a potem S&P500 zacznie powracać do trendu wzrostowego. Ale zauważmy, że prawdopodobieństwo takiego scenariusza na podstawie historycznych statystyk nie przekracza 50%.