Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Ubiegły rok przyniósł indeksowi rynków wschodzących silny spadek z poziomu rekordu wszech czasów (w przypadku wersji indeksu uwzględniającego dywidendy). Nie przez przypadek o rekord otarł się przed ubiegłorocznym spadkiem również nasz WIG, który na dłuższą metę jest kopią indeksu emerging markets.
Silny spadek z rekordowego poziomu przywołuje w naturalny sposób wspomnienie roku 2007 - wtedy taki spadek był dopiero wstępem do drastycznej bessy.
Naszym jednak zdaniem obecna sytuacja jest nieporównywalna do tej z 2007 roku. Dlaczego? Bo wtedy wyceny akcji na emerging markets dopiero schodziły z astronomicznych poziomów, natomiast obecnie są raczej charakterystyczne dla końcowych etapów ... bessy, co dobrze pokazuje choćby wskaźnik cena/wartość księgowa.
Ostatnio indeks EM próbuje przerwać złą passę z ubiegłego roku. Przebita linia trendu spadkowego, wzrost do poziomu najwyższego od ponad trzech miesięcy - to mogą być pierwsze pozytywne sygnały.
Reasumując, indeks rynków wschodzących próbuje wydostać się z trendu spadkowego, jaki panował przez większość ubiegłego roku. Droga w kierunku szczytów sprzed roku może być wyboista, ale kilka kwestii nie ulega wątpliwości: (a) wyceny na emerging markets są relatywnie niskie i kryją w sobie potencjał, (b) historycznie rynki wschodzące w długim okresie okazały się dobrą inwestycją, choć wiążącą się z ryzykiem silnej zmienności, (c) nasz WIG jest uzależniony od koniunktury na EM.
Niniejsza analiza ma wyłącznie charakter edukacyjny i nie powinna być traktowana jako rekomendacja inwestycyjna lub informacja sugerująca określoną strategię inwestycyjną.