Tomasz Hońdo, CFA
Starszy Ekonomista Quercus TFI S.A.
Przed miesiącem pisaliśmy, że lipiec był zawsze udany dla krajowych obligacji hurtowych – i ta reguła znów się sprawdziła. Z kolei dla WIG-u lipiec okazał się najsłabszy od ... 22 lat. Po słabym lipcu w 70 procentach przypadków indeks na minusie był też w okresie sierpień-wrzesień.
Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Chociaż miesiące letnie zwane bywają sezonem ogórkowym, to na rynkach finansowych trudno przejść wobec nich obojętnie. Podsumujmy wydarzenia zakończonego właśnie lipca i zastanówmy się nad implikacjami na kolejne miesiące.
Obligacje dotrzymały słowa
Zacznijmy od pozytywów. Przed miesiącem pisaliśmy, że lipiec jako jedyny miesiąc roku był zawsze (bez wyjątku!) udany dla krajowych obligacji skarbowych, w szczególności dla indeksu TBSP gromadzącego papiery stało- i zerokuponowe. Okazuje się, że ta historyczna prawidłowość sprawdziła się również w tym roku – lipiec przyniósł stopę zwrotu przekraczającą 1 procent. Był to w efekcie osiemnasty (!) kolejny lipiec ze zwyżką TBSP.
Rys. 1. Miesięczne zmiany indeksu obligacji TBSP
Źródło: Qnews.pl, GPW.
Co ciekawe tegoroczny rezultat indeksu obligacji był bardzo zbliżony do historycznej średniej. Tym samym ugruntowana została zdecydowana statystyczna przewaga lipca nad innymi miesiącami, jeśli chodzi o stopę zwrotu. O tej prawidłowości będzie warto pamiętać również za (niecały) rok.
Co dalej, jeśli chodzi o obligacje? Sierpień nie wygląda już w historycznych statystykach tak jednoznacznie, choć nadal w większości przypadków (65 proc.) był na plusie. Podobnie sprawa wygląda w przypadku września. W tym roku obligacjom sprzyjają oczekiwania na rozpoczęcie cyklu obniżek stóp procentowych w USA i kontynuację cięć w strefie euro, choć skala tych oczekiwań ulega pewnym fluktuacjom, w zależności od bieżących danych makro (w lipcu te oczekiwania się akurat zwiększały).
Implikacje słabego lipca dla akcji
A co z krajowymi akcjami? Tutaj niestety letni miesiąc zdecydowanie rozczarował. Dla WIG-u był to najsłabszy lipiec od ... 22 lat. W jakimś stopniu można to próbować uzasadniać faktem, że poprzednie dwa miesiące – maj i czerwiec – były z kolei lepsze niż można było oczekiwać w oparciu o słynną regułę „sell in May”, więc w lipcu istniała po prostu przestrzeń do korekty.
Tak czy inaczej, pewien niesmak po wyjątkowo słabym lipcu jednak pozostaje. Jeżeli zbierzemy wszystkie historyczne przypadki, w których siódmy miesiąc roku był pod kreską, to okazuje się, że niestety na ogół był potem na minusie również w sierpniu i wrześniu – w obu przypadkach odsetek negatywnych wyników to 60 proc. Natomiast jeśli traktować te dwa miesiące łącznie, to odsetek ten rośnie do 70 proc. Innymi słowy, po nieudanym lipcu okres sierpień-wrzesień przynosił spadek WIG-u w 7 na 10 przypadków (choć oczywiście zdarzały się też pozytywne odstępstwa od normy, jak w latach 2014, 2012 lub 2004).
Rys. 2. W większości przypadków spadek WIG w lipcu zapowiadał spadek również w sierpniu i/lub wrześniu
Źródło: Qnews.pl, GPW.
Nie powinno to dziwić o tyle, że właśnie nadchodzące miesiące są relatywnie najsłabszym sezonowo okresem roku na giełdach. Przywołajmy po raz kolejny nasze obliczenia dotyczące uśrednionych ścieżek rodzimego WIG-u, a także amerykańskiego S&P 500 w trakcie roku. To właśnie we wrześniu kształtuje się tu lokalny, sezonowy dołek, stanowiący jednocześnie kilkumiesięczne minimum indeksów.
Rys. 3. Sezonowa słabość swój punkt kulminacyjny osiąga we wrześniu (wg danych miesięcznych)
Źródło: Qnews.pl, GPW. S&P Global.
Jeśli w tych wzorcach sezonowych doszukiwać się pozytywów, to dobra wiadomość jest natomiast taka, że po zakończeniu tej typowej słabości związanej z końcem lata na półkuli północnej, potem nadchodzi zwykle bardzo udany IV kwartał. Innymi słowy, nadchodząca (trwająca) sezonowa słabość w ostatecznym rozrachunku stanowi często okazję do zakupów akcji.
Im bliżej wyborów, tym większa nerwowość
W tym roku na te wszystkie rozważania nakłada się dodatkowo ważna kwestia wyborów prezydenckich w USA, które odbywają się na początku listopada. Przedsmak przedwyborczej zawieruchy już mieliśmy, oglądając najpierw porażę Joe Bidena w debacie z Donaldem Trumpem, a potem wymuszoną przez Demokratów, dość bezprecedensową zmianę kandydata na Kamalę Harris. Ale to dopiero przedsmak, bo historia pokazuje, że największa porcja nerwowości może być ciągle przed nami.
Wystarczy spojrzeć na to, co na Wall Street działo się w okolicach poprzednich dwóch elekcji, w latach 2020 i 2016.
Rys. 4. W roku wyborczym w USA najsłabszy jest wrzesień i październik
Źródło: Qnews.pl, S&P Global.
O ile sierpień w obu przypadkach nie był jeszcze szczególnie nerwowy, to już wrzesień i październik stały pod znakiem przedwyborczej huśtawki nastrojów. Ostateczny punkt kulminacyjny tej nerwowości został w obu przypadkach osiągnięty dosłownie tuż przed wyborami. Kiedy już elekcja stała się faktem, rynek akcji zaczynał dla odmiany dynamicznie iść w górę. Na kartach historii zapisały się szczególnie okoliczności wygranej D. Trumpa w 2016 roku. Najpierw rynek panikował ze względu na nacjonalistyczne i protekcjonistyczne hasła kandydata Republikanów, by potem nagle zmienić zdanie i skupić się na potencjalnych korzyściach związanych z obiecaną przez niego obniżką podatków.
Reasumując, lipiec jak zawsze okazał się bardzo udany dla krajowego rynku obligacji. Dla akcji okazał się natomiast wyjątkowo nieudany. Można by to traktować jako przysłowiowe chwilowe potknięcie, gdyby nie to, że dopiero przed nami słynące z sezonowej słabości miesiące (szczególnie wrzesień). W tym roku coraz wyższej zmienności w tym okresie sprzyjać będzie dodatkowo bliskość listopadowych wyborów prezydenckich w USA.
Powyższy artykuł stanowi zaktualizowaną wersję materiału, jaki ukazał się w Gazecie Giełdy i Inwestorów "Parkiet" - prawa do publikacji zastrzeżone.