Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Na środowej sesji indeks S&P 500 uczynił kolejne "postępy", jeśli chodzi o korektę spadkową, której zasięg od szczytu został powiększony do 4,4 proc. To z jednej strony ciągle niedużo w zestawieniu choćby z korektą zakończoną na jesieni ub.r. (-10,3 proc.), nie mówiąc już o mini-bessie z 2022, a z drugiej to już najgłębsza przecena od początku tego roku.
Chociaż nie jest problemem znalezienie wskaźników technicznych i nastrojów, które obniżyły się na razie stosunkowo niewiele, to - w ramach wskazanego na dłuższą metę poszukiwania pozytywów - warto wziąć pod lupę te wskaźniki z całej gamy obserwowanych przez nas indykatorów, które są już na niskich pułapach.
Z natury są to wskaźniki o typowo krótkoterminowym charakterze (czy też o wysokiej "częstotliwości").
Na naszych radarach znalazł się przykładowo tzw. McClellan Oscillator, powstający na podstawie danych o liczbie drożejących i taniejących akcji. Już we wtorek znalazł się na poziomie najniższym od ... roku, a w środę nawet zaczął odbijać w górę. Przy podobnych wartościach oscylatora kończyły się niektóre płytsze korekty (jak przed rokiem) lub też przynajmniej dochodziło do odbicia w trakcie większych ruchów spadkowych.
Innym wskaźnikiem, który znalazł się na naszych radarach, jest odsetek spółek z S&P 500 notowanych powyżej krótkoterminowej, 20-sesyjnej średniej kroczącej. Właśnie zszedł on poniżej progu 10 proc., wędrując najniżej od października ub.r. Wnioski są dość podobne, jak w przypadku McClellan Oscillator.
Oczywiście ktoś mógłby zarzucić, że jest to wyszukiwanie "na siłę" tych wskaźników, które prowadzą do dość optymistycznych wniosków. Z pewnością nie chcielibyśmy w ten sposób upierać się, że cała korekta spadkowa już dobiegła końca, ale powyższe wskaźniki sugerują, że nawet jeśli ostateczne dno nie zostało osiągnięte, to rośnie prawdopodobieństwo przynajmniej przejściowego odbicia po pierwszej fali zniżkowej.
Tomasz Hońdo, CFA, Quercus TFI S.A.