Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Jednym z ciekawych zjawisk tego roku, a szczególnie trwającego II kwartału, jest lepsze zachowanie polskiego rynku akcji na tle rynków wschodzących, z którymi rodzimy parkiet jest na ogół silnie skorelowany.
Być może owa relatywna siła jest efektem tego, że wyceny polskich akcji (dużych spółek z indeksu MSCI Poland) są wg każdego kryterium wyraźnie niższe niż w przypadku indeksu MSCI Emerging Markets. Bez względu na to, czy weźmiemy pod uwagę stopę dywidendy (dividend yield), wskaźnik cena/zysk (P/E) w dowolnej wersji, czy też cenę do wartości księgowej (P/BV), wszędzie widoczne jest spore dyskonto. Same rynki wschodzące są z kolei wyceniane na umiarkowanie niskim (choć nie skrajnie niskim) poziomie.
Warto przypomnieć, że bessa na emerging markets wystartowała dużo wcześniej niż na innych rynkach - już wiosną ... 2021 roku, a w zeszłym roku indeks EM musiał odchorować wyrzucenie Rosji z jego składu. W pierwszej połowie czerwca br. udało się wreszcie przełamać linię tej bessy - i jest to najważniejsze, jak dotąd, osiągnięcie indeksu MSCI EM w tym roku. Ale hossa na rynkach wschodzących rozkręca się dość opornie i w raczej rozczarowującym tempie. Indeks jest ciągle poniżej lokalnej górki z końcówki stycznia. Z punktu widzenia analizy technicznej kluczowe będzie to, w jakim kierunku benchmark EM "wybije się" z formacji "trójkąta", na którą składają się dwie zawężające się linie widoczne na wykresie. Wybicie górą mogłoby zostać zinterpretowane jako sygnał wznowienia hossy.
Reasumując, polskie akcje niespecjalnie oglądają się ostatnio na pozostające w tyle rynki wschodzące, ale na dłuższą metę trend na emerging markets może mieć jednak istotne znaczenie również dla GPW. Dlatego tym uważniej warto przyglądać się, czy indeks MSCI EM zdoła wykonać kolejny krok w kierunku hossy.
Tomasz Hońdo, CFA, Quercus TFI S.A.