Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Jak ostatnie wydarzenia wpisują się w opisywaną przez nas jakiś czas temu strategię opartą na cyklu 42-miesięcznym (zbliżonego do cyklu Kitchina)? Na prośbę Czytelników odświeżamy te rozważania.
WIG od listopada ub.r. jest w teoretycznej strefie "szczytowania" (czerwone obszary na wykresie), przy czym - jak pokazuje choćby przypadek z lat 2014-2015 - krótkoterminowy timing na tej podstawie bywał problematyczny, nawet jeśli ostatecznie ta koncepcja się sprawdziła. Zauważmy, że w 2015 r. szczyt pojawił się dopiero na wiosnę (sporo później niż "powinien"), ale w ostatecznym rozrachunku faza spadkowa zrealizowała się "zgodnie z planem" - na przełomie 2015/2016 WIG był najniżej od trzech lat i powszechnie mówiono o groźbie bessy.
Omawiany cykl "na żywo" monitorujemy mniej więcej od 2013 roku. Wcześniejszy jego przebieg został naniesiony wstecz.
O ile euforyczny styczeń nieco zachwiał skutecznością hipotetycznej strategii opartej na tym cyklu, to lutowe tąpnięcie na rynkach na nowo jej pomogło (od końca listopada strategia jest w trybie "trzymaj gotówkę"). Czerwona linia, która pokazuje kapitał zainwestowany wyłącznie w trakcie spadkowych faz cyklu, znów szoruje po dnie (zaś zielona jest nieopodal rekordów).
Czy cykl 42-miesięczny to przysłowiowy "święty Graal"? Jesteśmy dalecy od tak entuzjastycznej diagnozy. Być może jest to raczej pewna statystyczna ciekawostka, która nie musi przecież działać w przyszłości. Traktujemy ją raczej jako pretekst do innych rozważań, bardziej racjonalnych i uzasadnionych ekonomicznie - związanych ze wskaźnikami koniunktury gospodarczej czy też wycenami akcji.