Największym błędem jest niedocenianie przeciwnika | Qnews - Edukacyjny Portal Dla Inwestorów

newsletter

quercus

Największym błędem jest niedocenianie przeciwnika

Sebastian Buczek
Prezes Zarządu Quercus TFI S.A.

Kilka miesięcy temu wydawało się to niemożliwe. Wszyscy zakładali, że w XXI wieku granice w Europie są nienaruszalne. Nikt nikogo nie będzie najeżdżał. Wojna? Komuż by na niej zależało?

W ostatnich tygodniach obudziliśmy się w nowej rzeczywistości. Putin zabrał Ukrainie Krym i praktycznie cały wschód kraju. Zrobił to błyskawicznie, prawie bez wystrzału. Do świata zachodniego chyba nawet nie dotarło, że coś się stało, zmieniło. No może Amerykanom zaczęło coś świtać w głowach, że właśnie wyrasta im na nowo, dobrze znany z XX wieku, rywal.

Z kim nie rozmawiam mam wrażenie, że Rosja jest nonszalancko lekceważona. Że to nie ta dawna potęga. Że korupcja. Że oligarchowie. Że tak naprawdę Krym był zawsze rosyjski. Że my to jesteśmy bezpieczni, bo jesteśmy w NATO. I tak dalej.

Byłem niedawno na konferencji w Austrii. Tam w ogóle sielanka. Od Rosji daleko. Wydarzenia na Ukrainie jakby na innej planecie. Każda firma prowadzi biznes na Wschodzie. Prezesi nie widzą nic specjalnie złego w działaniach Putina. Sankcje? A po co? By biznes tracić?

Ostatnio spotkałem się z bardzo szanowanym ekonomistą. Rozmawialiśmy o różnych scenariuszach, w tym również tych najgorszych. Na razie jednak nikt ich nie dopuszcza, rynki finansowe nie chcą brać ich pod uwagę. Bo po co? By się stresować?

I może w krótkim okresie powyższe myślenie życzeniowe jest słuszne. Rosja chce przecież teraz rozmawiać, chce znaleźć jakieś rozwiązanie. Wszyscy się ucieszą. Rynki finansowe również. Ulga w najbliższych tygodniach czy nawet miesiącach jest nawet bardzo prawdopodobna.

Tylko pozwolę sobie zapytać – co potem? Czy po tym, co się wydarzyło w ostatnich tygodniach mamy udawać, że nic się nie stało??? W mojej ocenie byłoby to bardzo nierozsądne.

Już w ostatnim artykule pisałem, że Putin konsekwentnie realizuje swoją długoterminową strategię odbudowania (przynajmniej militarnego) imperium. Po co? By przejść do historii, jako ten, który zastał kraj rozbity po latach 1990 i przywrócił mu dawną potęgę i wpływy na świecie.

Póki Putin działał sobie w dawnych republikach radzieckich oddalonych od nas o tysiące kilometrów, nie wpływało to aż tak na naszą wyobraźnię, co może być dalej. Ale Ukraina to już nasz wschodni sąsiad. Sprawy zaczęły się toczyć zbyt blisko naszych granic, aby je nadal lekceważyć.

Putin połknął Krym i zajął kawał wschodniej Ukrainy. Teraz będzie dążył do usankcjonowania tego. Być może jeszcze zgarnie południową część, tak aby Ukraińców odciąć od Morza Czarnego i aby mieć bezpośrednie dojście do Mołdawii i na Bałkany. I na tym apetyt Putina na razie może się zatrzyma. Przynajmniej taką mam nadzieję.

Ale tu pojawia się pytanie – co dalej? Czy to już kres ambicji rosyjskiego przywódcy? Oczywiście można przyjąć naiwnie, że tak. Że dalej nie będzie chciał ruszać na już zdecydowanie mniej mu przychylną Ukrainę zachodnią. A Łotwa i inne kraje nadbałtyckie? A gdzież, to przecież teren NATO.

Można przyjąć taki optymistyczny scenariusz i wrócić do bieżących spraw. Udawać, że nic się nie stało. Pytanie tylko czy nie byłby to przykład myślenia czysto życzeniowego albo dosadniej – wyraz naiwności czy wręcz głupoty?

Moim zdaniem trzeba przestać lekceważyć Putina i jego szalone ambicje, bo może się to źle skończyć. Być może faktycznie dziś Rosja nie jest gotowa, by zrobić z całą Ukrainą, to co na Krymie czy we wschodnich obwodach. Ale lepiej założyć, że jest to bardziej kwestia czasu niż, że taki scenariusz jest w ogóle nierealny.

Jeśli tak by się stało, to prawie na całej wschodniej granicy będziemy mieć… wielkiego „brata” – Rosję lub kraje będące pod jej silnym wpływem. Miłe uczucie? Dla mnie nie.

W 1933 r. Marszałek Piłsudski wysłał do Paryża swojego zaufanego człowieka, hrabiego Morstina, aby ten sprawdził, co zrobią Francuzi, gdyby Niemcy zaatakowali Polskę. Miał otrzymać konkretną odpowiedź. I otrzymał – mobilizacji armii nie będzie. Będzie za to wsparcie dobrym słowem, moralne i w sprzęcie wojskowym. Efektem było błyskawiczne podpisanie umowy o nieagresji z Hitlerem i 5 poprawnych lat w relacjach polsko-niemieckich.

Dlaczego wracam do historii? Bardzo jestem ciekaw, jaka byłaby reakcja świata zachodniego, gdyby zielone ludziki Putina wylądowały nagle np. na Łotwie. Czy doszłoby do (1) natychmiastowej mobilizacji i stosownej odpowiedzi militarnej NATO? Czy może jednak (2) najpierw musiałyby zostać zorganizowane spotkania, powołane komisje itd., które zajęłyby się badaniem czy zielone ludziki to oby na pewno Rosjanie? A może to miejscowi? Może tylko jakieś ćwiczenia? Obawiam się, że bardziej prawdopodobne jest to drugie. Jeśli tak, to jest to swego rodzaju zaproszenie dla Putina do przeprowadzenia testu. Być może jeszcze dziś Rosja nie jest na to gotowa, ale za rok, dwa, trzy – dlaczego nie spróbować?

Ktoś zapyta – a po co? Odpowiem, że z powodów ambicjonalnych i chęci przejścia do historii.

Kończąc, obawiam się, że świat zachodni cały czas nie docenia Rosji, jej ambitnego przywódcy i umiejętności zielonych ludzików. Błąd! Po ostatnich wydarzeniach błogi letarg powinien się skończyć. Mamy rok, dwa, może trzy, aby lepiej przygotować się na ewentualne dalsze działania Putina. Bez istotnych zmian w naszej strategii obronnej aż prosimy się, by zielone ludziki pojawiły się i u nas. Dziś jesteśmy zbyt łatwym kąskiem. Czasu nie mamy zbyt wiele, ale chociaż spróbujmy stać się trudniejszym celem. Taki jest po prostu nasz obowiązek.

 

Info

Quercus TFI S.A.:

nasza misja ESG

to edukacja ekonomiczna

Barometry Qnews.pl

Zagłosuj

S&P 500 zakończy ten rok:

Wybory