Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Mniej więcej od początku listopada na globalnych rynkach akcji mamy do czynienia ze specyficzną sytuacją, w której dwie główne grupy giełd poza USA - czyli pozostałe rynki rozwinięte oraz wschodzące - dostały zadyszki i pozostały z tyłu za Wall Street.
Ta tzw. dywergencja (rozbieżność) przypominać może podobne epizody z lipca oraz kwietnia br. Wtedy te dywergencje były negatywnym sygnałem - słabnące rynki globalne niejako w końcu pociągnęły za sobą w dół także amerykańską giełdę.
Ale są trzy ważne zastrzeżenia co do takiej "niedźwiedziej" interpretacji.
Po pierwsze ta dywergencja może zostać łatwo "skasowana" - w razie gdyby pozostałe rynki ruszyły w górę.
Po drugie do powtórki scenariusza z maja lub końcówki lata potrzebny byłby silny impuls podobny do słynnego "tweeta" prezydenta Trumpa z początku maja o eskalacji wojny handlowej z Chinami. Takie ryzyko istnieje, choć zdroworozsądkowo można zakładać, że prezydent USA nie będzie dążył do eskalacji konfliktów w miarę zbliżania się wyborów w przyszłym roku.
Po trzecie wreszcie omówiona wyżej dywergencja ma charakter krótkoterminowy (obejmuje kilka tygodni). Nie jest to (przynajmniej na razie) rozbieżność tego kalibru, co ta powstała na przestrzeni 2018 roku, która zapowiadała krach na Wall Street w grudniu ub.r. Jeśli chodzi o ujęcie średnioterminowe, to podobnej dużej dywergencji jeszcze nie widać.
Reasumując, od początku listopada pozostałe rynki pozostają w tyle za Wall Street. Wg pesymistów to niebezpieczna dywergencja podobna do tych z lipca i kwietnia. W wersji optymistycznej dywergencja jest na tyle mała, że może zostać szybko "anulowane" wraz z ewentualnym powrotem bardziej solidarnych zwyżek na globalnych rynkach.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie stanowi oficjalnej rekomendacji Quercus TFI S.A.
